piątek, 28 kwietnia 2017

CZY WYPADA PUBLIKOWAĆ NEGATYWNE RECENZJE?



Stanęliście kiedyś przed trudnym wyzwaniem publikacji niekorzystnej recenzji o książce otrzymanej od zaprzyjaźnionego wydawnictwa lub księgarni, a która nie przypadła Wam do gustu? Opis na okładce i szata graficzna niesamowicie zachęcała do jej przeczytania, a mimo to po skończonej lekturze stwierdziliście, że jest bardzo słaba i nie chcecie jej polecić innym? Co robić w takich sytuacjach?

Ostatnio znajoma zapytała się, czy często jestem bezlitosnym krytykiem wobec dzieł, które recenzuję? Po czym odparłam: „Pewnie, zdarza się, że negatywnie wypowiem się na temat czytanej książki”. Jednak potem zaczęłam o tym myśleć i nie byłam taka pewna, czy moja odpowiedź jest taka prosta. Nie mam problemu z kulturalnym „zjechaniem” pozycji, która moim zdaniem jest na bardzo niskim poziomie, banalna czy niesamowicie nużąca. Wiadomo, że łatwiej publikuje się negatywne recenzje powieści zagranicznych pisarzy, niż naszych rodowitych autorów, bo nie odczujemy aż takich wyrzutów sumienia. Wszystkie swoje wypowiedzi popieram faktami, które tylko potwierdzają moją opinię, więc nie są wyssane z palca. Jasne, że często gust czytelnika ma tu spory wpływ na subiektywną ocenę, nie mniej staram się być względnie obiektywna i niekiedy dopisuję informację, komu taka powieść może się spodobać. 

Schody zaczynają się w momencie recenzowania pozycji polskich pisarzy, którzy bez problemu mogą odnaleźć nasz post, a nawet go skomentować. Raz mi się zdarzyło, że nawet zostałam pochwalona za niekorzystną recenzję, która jak się okazuje, będzie motywować autorkę do dalszej pracy nad swoim warsztatem. To byłe miłe. Nie znaczy to też, że będę każdą jej pozycję źle oceniać. Ważne, żeby opinia była szczera i kulturalna. 

Wracając jednak do tematu. Miałam też kompletnie odmienną sytuację, kiedy to recenzując przedpremierowo pewną polską powieść z gatunku obyczajowo-fantastyczną, dostałam zakaz publikacji mojej recenzji na blogu, gdyż była negatywna, a jeszcze książka nawet nie ruszyła do sprzedaży. W końcu w ogóle jej nie wstawiłam na bloga, bo bałam się zadzierać z wydawnictwem, z którym nie dawno zaczęłam współpracować. 

No i co robić w takich sytuacjach, kiedy dostajecie długo wyczekiwany egzemplarz recenzencki do przeczytania i nagle okazuje się, że jest beznadziejna? Jak napiszesz krytykującą opinię na blogu, to wydawnictwo może zaprzestać współpracy, bo się obrazi. Mogą zażądać usunięcia wpisu, lub mogą podejść do tego obojętnie i nie zrobić nic. Na dodatek autor powieści, także może wykonać nie miły ruch dla Waszego bloga, choć to zdarza się nadzwyczaj rzadko. Z drugiej strony publikacja takiej złej recenzji przed premierą automatycznie obniża sprzedawalność tej książki, która może nie podobać się tylko Tobie, a 99% populacji się nią zachwyci… Wyrzuty sumienia mogłyby nie dać spać. Czytuję również powieści autorów, którzy połowę książek napisali niezwykle pięknie i kocham je nadzwyczaj mocno, po czym drugą połowę omijam szerokim łukiem. Dlatego uważam, że ciężko ocenić poziom twórczości danego pisarza tylko po jednej książce, co byłoby nadzwyczaj nie sprawiedliwe. 

Drugim rozwiązaniem jest nie publikowanie recenzji w ogóle, ale to łamie warunki współpracy recenzenckiej. Możesz też wstawić post dopiero kilka dni po premierze, co nie zachwieje sprzedażą, ale wydawnictwo może nie zechcieć więcej wysłać egzemplarzy przedpremierowych. A to byłoby przykre, gdyż może ominąć Cię kilka naprawdę świetnych powieści.

No i ostatnia możliwość, to napisanie negatywnej recenzji i wysłanie do wydawnictwa do akceptacji. Jednak znając życie, Ci zabronią jej publikacji, z wiadomych powodów… I kółko się zamyka.

Zakładając bloga obiecałam sobie, że będę szczera i nie będę pisać tekstów pod publiczkę, tylko z prawdziwymi swoimi odczuciami, bo przecież o to chodzi w blogowaniu. Jednak właśnie takie sytuacje to wszystko komplikują. A nie mam zamiaru wykreować pochlebnej, ale fikcyjnej opinii, tylko by zadowolić autora czy publishera. Wiem też, że jedna opinia na małym blogu nie ma zbytniej siły przebicia, a mimo wszystko kiedy recenzuje się książki dla kogoś, to są pewne wytyczone zasady, których nie powinno się łamać. Pewnie niektórzy pomyślą: „To zaprzestań współpracy i recenzuj pozycje, które sama kupisz”. Oczywiście, to też jest pewne wyjście z sytuacji, ale niestety nie zarabiam tak dobrze, by opłacić taką ilość książek, którą czytuję. Jednak radość z otrzymywania egzemplarzy recenzenckich jest przeogromna i napawa nieopisaną dumą J 

Czy sami staliście kiedyś przed takimi problemami związanymi z publikacją recenzji? Jak byście postąpili w takim przypadku? 



13 komentarzy:

  1. Bardzo dobry tekst i jestem bardzo ciekawa jak inni recenzenci (zresztą nie tylko książkowi) radzą sobie z problemem negatywnej opinii na temat przysłanego w ramach współpracy produktu.
    Nie ukrywam, że ja między innymi dlatego obawiam się współprac... Uważam, że pisanie, nazwijmy to ogólnie jako opinię wystawianą wbrew sobie, kompletnie mija się z celem prowadzenia bloga. Z drugiej strony, nie da się ukryć - otrzymując książkę czujemy się trochę "dłużni" i wydaje mi się, że to normalny zdrowy odruch. Uraza pisarza jakoś mnie nie smuci, bo oni też muszą zdawać sobie sprawę, że pisząc książkę wystawiają się na opinię, a obrażaniem się sami wystawiają sobie notę, a ja też zawsze staram się w negatywnej opinii zawrzeć dobre słowo no i nigdy nie obrażać autora, bo to już świadczy z kolei o mnie. Natomiast rozumiem doskonale, że dużo trudniej jest w przypadku wydawnictwa, bo choć jego obraza też o nim świadczy to jednak odbija się to na naszych współpracach i opinii o naszej pracy. Zupełnie niesłusznie, ale czy rzeczywiście komuś będzie się chciało to sprawdzać? Wydaje mi się, że dobrym sposobem na negatywną opinię jest też zakończenie recenzji jakimś pozytywem, szczególna uwaga skierowana na używane słownictwo tak aby było maksymalnie nienacechowane oraz próba naprowadzenia czytelnika może na dyskusję albo polemikę, takie zostawienie otwartej furtki dla innych. Nie tak rzadko zdarzają się osoby chcące przeczytać daną książkę właśnie po to by skonfrontować Twoją opinię ze swoją. Jestem ciekawa co myślą o tym blogerzy z większym niż ja doświadczeniem. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze jest czasami równoważyć negatywne recenzje, ale zdarza się niekiedy, że takowych plusów jest bardzo nie wiele. Zobaczymy, co powiedzą inni blogerzy i jakie mają doświadczenia z tym związane.

      Usuń
  2. No, niestety uczciwie skrytykowałam.
    Raz coś, co sama kupiłam i wtedy... dostałam od wydawcy propozycję wybrania i zrecenzowania czegoś innego.
    Drugi raz coś, co dostałam od wydawcy. Moja krytyka... utonęła w powodzi zachwytów innych blogerów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha,
      na moim blogu piszę wprost
      do ewentualnych przyszłych "współpracodawców",
      że nie piszę laurek, że piszę szczerze
      i nie zawsze się zachwycam.
      Jeśli komuś to nie odpowiada, to cóż...
      Może dlatego nie mam zbyt wielu propozycji współpracy ;-)

      Usuń
    2. Nie tylko z góry powiedziane zdanie o szczerości potrafi wyeliminować ewentualną współpracę. Dobre teksty, lekki styl recenzji, ciekawa szata graficzna bloga oraz ładne zdjęcia okładek, wykonane osobiście, siła reklamy na fb, ilość publikacji na innych portalach, a nawet ilość wejść ma spore znaczenie.

      Usuń
  3. Ja wyznaje zasadę, że w recenzowaniu trzeba być uczciwym, szczególnie względem siebie i innych czytelników. Nie oszukujmy się, sporo z nas sięgając po konkretny tytuł szuka opinii na temat danej książki. I uwierzcie mi, że trafiając na nierzetelną, podkoloryzowaną recenzję zawód jest o wiele większy. Jeżeli książka ma jakieś mankamenty to je wskazuje. Krytykuje konstruktywnie, czyli argumentuje dlaczego dany element mi się nie podobał. W każdej książce doszukuje się pozytywów, bo nie oszukujmy się nie ma książek idealnych, ani beznadziejnych. W życiu nie nazwałabym żadnej książki gniotem albo innym wyrazem o negatywnym zabarwieniu. Przepraszam, ale ktoś to napisał, włożył w to sporu pracy. Rozumiem, że są książki gorsze, które mają świetną reklamę i trafiają na listy bestselerów. Ja nie mam zamiaru oszukiwać moich czytelników i recenzje na moim blogu są szczere.

    Pozdrawiam
    zakladkadoksiazek.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Uważam, że ktoś, kto pisze książkę z góry oddaje się w ręce czytelników i powinien być gotów zarówno na pozytywne, jak i negatywne recenzje. Nie powinniśmy uginać się przed jarzmem "współpracy". Owszem, łatwo mi powiedzieć, bo w większości sama kupuję swoje książki albo wypożyczam je z biblioteki. Tylko gdybym napisała pozytywną recenzję powieści, która mi się nie podoba, okłamałabym swoich czytelników. Dlatego recenzje negatywne, o ile są dobrze uargumentowane, publikuję mimo wszystko. A jeśli wydawnictwo się obrazi - trudno. Powinni wiedzieć, że reklama, nawet ta zamieszczana w internecie, kosztuje więcej niż egzemplarz książki.

    OdpowiedzUsuń
  5. W ogóle nie mam problemu z tym, żeby pisać negatywne opinie. Robię to w sposób kulturalny, tak mi się przynajmniej wydaje, ale nie umiem okłamywać czytelników mojego bloga, a jest ich już całkiem sporo. Zdaję sobie sprawę, że jakiś Autor, jeśli Go nie wychwalę to może się obrazić, ale szczerze mówiąc to świadczy o nim, jeśli nie potrafi przyjąć krytyki. Jeżeli książka zawiera jakiś pozytywny element, lub choćby potencjał to również o tym wspominam. Jednak też przy każdej współpracy ostrzegam, że moje opinie są subiektywne i zawsze szczere, żeby później nie było oczekiwania samych pozytywów.
    No więc, bez względu czy Autor polski, czy zagraniczny, zawsze wydaję szczerą opinię, czasami też negatywną i nie mam skrupułów. Jednak nigdy też nie obrażam i nie wyżywam się na przeczytanych książkach, tym bardziej, że sama żadnej nie napisałam i mam świadomości, że to ogrom pracy Pisarza, coś jak Jego dziecko, które po prostu dla mnie nie jest idealne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się wydaje, że recenzenci powinni być nie tylko kulturalni, ale i szczerzy. Więc zgadzam się z Twoi podejściem :)

      Usuń
  6. To ważny temat, który poruszyłaś :) ja nie prowadzę, za dużo wspólprac, ale zdarza mi się otrzymać książkę i nie zawsze trafia ona w mój gust - to normalne. Myślę, że masz odpowiednie podejście. Uważam, że za rzetelną uzasadnioną i kulturalną krytykę mądry pisarz/wydawca nie powienien się obrazić. Krytykujesz książkę, nie osobę , która ją napisała to moim zdaniem pierwsza zasada. Szanuję wszystkich pisarzy i tak jak wspomniałaś w twórczości zdarzają się słabsze powieści. Jeśli pisarz wpada w histerię, bo bloger napisał niepochlebną recenzję - no to sorry chyba jeszcze nie czas na publikację, trzeba umieć przyjąć krytykę czytelników. Krytyka nie jest łatwa do przełknięcia, oczywiście, jesteśmy ludźmi i wiadomo, że chcemy by naszą pracę dobrze postrzegano. Mamy naprawdę różne gusta, po tylu latach blogowania wiem to dobrze. Ja kocham jakąś historię, a na innym blogu znajduję bardzo niepochlębną opinię o np. tej książce - uwielbiam takie sytuacje - powstają wtedy fantastyczne dyskusję :) nie ma co się obawiać - masz prawo do wyrażania własnych decyzji, oczywiście w sposób kulturalny i konstruktywny. Hejterstwo to nie krytyka - to hejterstwo i od takich ludzi trzeba trzymać się z daleka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety część blogerów uważa inaczej lub zostają "przymuszeni" do pozytywnych recenzji. No ale co zrobić. Ja się nie uginam i nie piszę pod publiczkę, tylko to co czuję. Raz pozytywnie, a raz mniej pochlebnie :)

      Usuń

Jeśli lubisz mojego bloga, to zostaw po sobie ślad w postaci komentarza :)