wtorek, 15 listopada 2016

"BYĆ JAK AUDREY HEPBURN" ( RECENZJA PRZEDPREMIEROWA)



„Czasem te najmniejsze rzeczy zajmują najwięcej miejsca w naszych sercach.”

Pamiętacie film „Śniadanie u Tiffaniego”? Na pewno, pamiętacie. Nie kończące się bankiety, pełne blichtru spotkania towarzyskie, znane osobistości odziane w najlepsze kolekcje projektantów, innymi słowy istny glamour i przepych. Taka też jest najnowsza książka "Być jak Audrey Hepburn" Mitchella Griegmana. To opowieść o marzeniach i o modzie, która zwali Cię z nóg. 

Debiutancka pozycja pisarza Mitchella Griegmana zniewala od pierwszej strony. Aż trudno się od niej oderwać, bo pochłania bez reszty swoją baśniowością i magicznym klimatem. Nie jest to ani literatura faktu opowiadająca o życiu Audrey Hepburn, nie jest też romansem. To zapierająca dech w piersi historia o biednej młodej kobiecie, która przez czysty przypadek, przez krótki okres życia staje się kimś innym, kimś niepowtarzalnym, uwielbianym i pożądanym. Bajkowa wręcz sceneria kojarzy mi się jedynie z kopciuszkem, ale czy z takim samym pięknym zakończeniem?

Biorąc do ręki książkę, która zachwyciła mnie zarówno okładką, jak i opisem, nie spodziewałam się tak ciekawie przedstawionej historii. Pierwsze strony zdają się opisywać zwykłą, prostą dziewczynę, która prowadzi nudne życie, pełne pracy i wyrzeczeń. Jednak jednego dnia wszystko się „magicznie” zmienia. 

Poznajemy Lisbeth, młodą i niezależną kobietę, która nie ma jeszcze planu na dalsze życie. Uciekając od szarej rzeczywistości pochłania cały wolny czas na oglądanie filmów z Audrey Hepburn oraz czytanie czasopism plotkarskich i modowych. Jej marzeniem jest choć przez chwilę żyć jak jej idolka. Wie jednak, że nie jest to jej pisane. Wraz ze swoją przyjaciółką Jess, która jest także stażystką w Metropolitan Muzeum of Art, pracują w przydrożnej knajpie szybkiej obsługi zarabiając na życie. Jednego dnia Jess zaprasza Lisbeth do siebie, pozwalając założyć jej oryginalną suknię z filmu „Śniadanie u Tiffaniego”. Chwilę potem przypadkowo dziewczyna pojawia się na prestiżowym wydarzeniu modowym Met Gala, w którym udział bierze cała śmietanka nowojorskiej elity. Część osób na gali bierze ją za elegancką i bogatą damę, pomimo tego że wcale taka nie jest. Jednak dziewczyna nie wyprowadza nikogo z błędu.

„Czułam się jak tajniak z CIA przygotowujący się do zadania pod przykrywką.”

Ciągnąc dalej tą farsę, pojawia się na kolejnych przyjęciach z udziałem celebrytów w kreacjach projektu swojej przyjaciółki, czym zostaje zauważana i podziwiana. Przybiera nowe nazwisko, posługuje się dialogami wprost z filmów i zakłada bloga. Co okazało się strzałem w dziesiątkę. Staje się popularna i rozchwytywana. Cały ten blichtr coraz bardziej zaczyna się jej podobać. Ale czy to jest jej miejsce? Czy Ci zamożni ludzie staną się jej przyjaciółmi? Czy zastąpią jej rodzinę? 

Ogromną przyjemnością pochłaniałam kolejne strony pełne splendoru, opisów bankietów, modnych sukni znanych projektantów, ale też cieszyłam się z emocji jakie odczuwałam czytając przemyślenia bohaterki. Rozterki, które nią targają były tak realne, że nie trudno było się z nią nie utożsamiać. 

Sporo mądrości wyciągnęłam z dialogów Buni, czyli babci Lisbeth, która dożyła już leciwego wieku, a mimo to okazała się wyrozumiałą, elokwentną i rezolutną kobieciną. Poczucie humoru tryskało z jej dialogów ogromne, co także pozytywnie wpływało na czytelnika. 

Co do zakończenia, to miałam cichą nadzieję, że bardziej przewidywalne, a dostałam trochę bardziej dramatyczne, jednakże nie smutne. Z jednej strony to dobrze, z drugiej chyba wolałam trochę bardziej bajkowy ending. Z chęcią przeczytałabym książkę o dalszych losach bohaterki, ale chyba tego się nie doczekam. Wiem jednak, że autor wypuścił ( póki co jest tylko po angielsku) kolejną swoją książkę o tytule „Things I Can’t Explain”, jednak obawiam się, że to już nie będzie to. 

Tak więc krótko podsumowując, „Być jak Audrey Hepburn” jest pozycją po której ma się ogromnego kaca, po którym ciężko znaleźć inną książkę godną uwagi. Fabuła jest wciągająca, zabawna, lekka, ale nie prosta, magiczna, a mimo wszystko dość realna. Jak tylko zacznie się ją czytać, to kończy dopiero na ostatniej stronie. Polecam ją z czystym sumieniem. 

Moja ocena: 6/6
Tytuł: Być jak Audrey Hepburn
Autor: Mitchell Kriegman
Gatunek: Powieść obyczajowa
Wydawnictwo: Kobiece
Ilość stron: 432

Data premiery: 18.11.2016


Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję:



4 komentarze:

  1. Mnie znów opis i okładka nie zachwyciły jakoś szczególnie, za to już sama historia cudowna od pierwszych stron. Uwielbiam takie, świetnie się czytało :) Kojarzyło mi się z serialem Plotkara, który bardzo lubię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zawsze mawiam, wszystko jest rzeczą gustu. Osobiście za Plotkarą nie przepadam, ale książka mnie zachwyciła :)

      Usuń
  2. Przydzieliłaś maksymalną liczbę punktów, świetnie, że nawiązałaś z książką tak silną więź. Uwielbiamy takie satysfakcjonujące zaczytanie. :) Mnie również dobrze zagłębiało się w tę historię. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zazwyczaj dość wymagająca co do książek, w szczególności jeśli mowa o New Adult, Obyczajówkach czy Romansach. Ale ta historia mną zawładnęła :)

      Usuń

Jeśli lubisz mojego bloga, to zostaw po sobie ślad w postaci komentarza :)