wtorek, 4 października 2016

"NOCNY RECEPCJONISTA" JOHN LE CARRE



Kilka miesięcy temu na ekranach komputerów pojawił się frapujący serial szpiegowski, który zawładnął mnie do granic. Ekranizacja książki „Nocny recepcjonista” Johna Le Carre, to był strzał w dziesiątkę, a dobór aktorów genialny. Właśnie dzięki serialowi sięgnęłam po pierwowzór, by przekonać się czy książka nie jest aby jeszcze lepsza, jak to zazwyczaj bywa. Ale czy to było trafne posunięcie?

Już od pierwszych stron powieści poznajemy nietuzinkowego hotelowego kierownika nocnej zmiany Johnatana Pine’a, który nie dość że jest uczynny, bezinteresowny i wyjątkowo kulturalny, to posiada ukryte talenty stopniowo odkrywane z biegiem akcji. Człowiek ten nie wiele o sobie opowiada, jest raczej skromny i nie rzucający się w oczy, nie mniej obyty w bogatym świecie, dzięki czemu dobrze usytuowani goście hotelu szanują jego profesjonalne podejście do pracy. Podobnie uważa Richard Onslow Roper, nietypowy gość, będący nie tylko bogatym i zabawnym dżentelmenem, ale i nieuchwytnym dla wywiadu handlarzem broni. 

Gdy do akcji wkracza nieziemsko piękna Sophia, zaczyna robić się intrygująco. Pine zostaje wciągnięty w wir tajnych dokumentów, które mogą obciążyć, a wręcz zniszczyć szajkę halndlarzy nielegalnej broni. Nad tym faktem Johnatan mógłby jeszcze zastanowić. Jednak, kiedy ta urodziwa kobieta ginie, prawdopodobnie z rąk jednego z ludzi Ropera, mężczyzna nie może odpuścić. Nie tym razem. Postanawia się zemścić. Chce dokonać niemożliwego, złapać nieosiągalnego Ropera. Czy to mu się uda?

Fabuła zaczyna się bardzo powoli i spokojnie, tak by czytelnika zaciekawić do granic wytrzymałości. Tak było w przypadku serialu, natomiast książka mnie w tej części trochę nużyła. Wiedziałam, że im dalej akcja się posunie, tym więcej intryg się pojawi, tajemnic i niedomówień, jednak należę do osób niecierpliwych i nie lubię za długo czekać. Te wszystkie opisy i przeskoki we wspomnieniach, powodowały że chciałam odłożyć ją na później. Nie ukrywam też, że styl który autor używa jest dość specyficzny, wymagający myślenia i pełnej koncentracji. Mogę powiedzieć, iż to gratka dla bardziej wymagających czytelników powieści szpiegowskich. Długie i przepełnione szczegółów rozpoczęcie fabuły nie jednego odbiorcę zachwyci, gdyż łatwiej jest sobie wyobrazić całą scenerię. Ja nie narzekam na wyobraźnię, lubię krótko, zwięźle i na temat.

Pomiędzy serialem a książką widać drobne różnice, nie mniej nie mają one, według mnie, większego wpływu na odbiór lektury, gdyż zarys i charaktery postaci są bardzo zbliżone. Jednak wydaje mi się, że lepiej najpierw przeczytać książkę, a dopiero potem zabierać się za oglądanie ekranizacji. Można też wybrać tylko jedną formę, albo powieść, albo ekranizacja. 

Dużo lepiej ma się dalsza część, kiedy to już przechodzimy do głównego wątku powieści, jednak nie zdradzę szczegółów, by nie psuć efektu. Mogę tylko powiedzieć, iż akcja dzieje się w zawrotnym tempie, intryga goni intrygę, a bohaterowie, nawet ci drugoplanowi są wykreowani w tak niesztampowy sposób, że trudno oderwać się od czytania. Wszystko zaczyna zaskakiwać, szokować i ogromnie wpływać na emocje. 

Ogólnie rzecz biorąc trudno ocenić mi jest tą pozycję, bo pomimo że uwielbiam pozycje szpiegowskie, to styl autora był nie moim guście, przez co trudno było mi się skupić na tym co chciałam. Moją ocenę zaburzył by także obraz serialu, który poznałam wcześniej. Wiem jednak, że to książka na bardzo wysokim poziomie, który zadowoli nawet wybrednego czytelnika.

Data premiery: 15 czerwiec 2016

Tytuł: Nocny recepcjonista
Autor: Johna Le Carre
Gatunek: Powieść szpiegowska, sensacja
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ilość stron: 616

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję wydawnictwu

6 komentarzy:

  1. Serialu nie widziałam, więc może byłoby mi wygodniej zabrać się za tę książkę. Szkoda jednak, że ten styl autora taki nie do końca dobry, chociaż może mi akurat przypadłby do gustu. Póki co odpuszczę sobie ten tytuł, ale nie mówię tej książce zdecydowanego "nie". Czas pokaże czy uda mi się po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W serialu się zakochałam. Do tej pory łazi mi po głowie. Nie dość, że aktor tzn, Dr. House gra rolę główną, to Johnatan i agentka, z którą współpracuje także są znani w świecie filmowym.

      Usuń
  2. Podobne emocje trzymały się mnie w przypadku „Outlandera”. Najpierw widziałam serial i mną totalnie zawładnął, potem książki i w sumie miałam mieszane uczucia. Fabuła świetna, ale styl nie do końca do mnie trafił. I od tamtej pory chyba będę zmieniała kolejność, ewentualnie skupiała tylko na opcji albo film, albo książka. Pozdrawiam! :)

    www.majuskula.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, serial "Outlander" faktycznie jest troszkę lepszy od książki, aczkolwiek, można do niej przywyknąć, nawet znając serial. Bo nie ma wielkich różnic. Tym bardziej, jeśli serial skończył się na 2 sezonie, a książek jest aż 7, czyli tak jakby 7 sezonów ;p Co do "Recepojonisty" to styl między serialem a książką jest bardziej zróżnicowany niżeli "Outlandera". Tak w ogóle to recenzja pierwszego tomu "Obcej" także znajduje się na blogu :)

      Usuń
  3. Nie znam ani serialu ani książki. Jednak serial mnie atakuje od kilkunastu tygodniu, a to zwiastuny się pojawiają, a to filmweb poleca.
    Chyba muszę jednak poznać i serial i książkę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serial nawet Cię zachwyci, a książka, to już rzecz gustu....

      Usuń

Jeśli lubisz mojego bloga, to zostaw po sobie ślad w postaci komentarza :)