Zawsze fascynowały mnie primabaleriny. Jako mała dziewczynka sądziłam, że ich życie jest usłane różami. Występują w blasku fleszy, spore grono ludzi je podziwia i co najważniejsze, robią to co lubią. Ale to tylko wyobrażenie, realia nie są tak piękne. „Primabalerina” Doroty Gąsiorowskiej nie odnosi się co prawda do życia baletnicy, a do jej potomkini. Jednakże łatwo można wyobrazić sobie trud i pot towarzyszący podczas prób aktorów na scenie.
Biorąc do ręki książkę Gąsiorowskiej byłam bardzo ciekawa, czy faktycznie tytuł związany jest baletem czy autorka przedstawi prawdziwe życie młodej baletnicy. Opis z tylnej części okładki sugerował, że może to być niespełnione marzenie. Ale i tu się myliłam. Główną bohaterką jest dorosła kobieta, trzydziestoletnia Nina, która wychowała się u sióstr zakonnych. I nie, nie jest baletnicą. Nawet się tym nie interesuje. Nina z wykształcenia jest księgową, bo właśnie taki zawód miał jej zapewnić stabilność w dorosłym życiu, i pracuje w domu spokojnej starości. To właśnie tam poznaje Irmę, ekscentryczną staruszkę, z którą spędza sporo wolnego czasu. Z dnia na dzień kobieta „odchodzi”, ale pozostawia Ninie tajemniczy spadek. Nina niepewna co z nim zrobić, wyrusza w nieznaną podróż do Lwowa, szukając odpowiedzi.
„-Pomoc, pomocą, ale w życiu czasem trzeba zawalczyć o swoje. Mam wrażenie, że wszyscy wchodzą Ci na głowę.
- Może i wchodzą, ale to jakoś szczególnie mi nie przeszkadza.”
Nina jest piękną, ale bardzo skromną i niepewną siebie kobietą. Jej zaletą jest uczynność, która często wykorzystywana jest przez pracodawcę, ale wychowanie w zakonie nauczyło ją pokory. Na samym początku zaczęłam lubić dziewczynę i jej podejście, jednak bardzo szybko zmieniłam zdanie. brakowało jej wyrazistości, celu w życiu oraz tego „czegoś”. Nie miała przyjaciół, oprócz Alicji u której chwilowo pomieszkiwała. Nie chodziła na randki czy na spotkania z mężczyznami, bo nie była „gotowa” na stały związek, uważała że samej jej dobrze. Nawet nie lubiła się ubierać jak przystało na jej wiek, bo nie zależało jej na dobrym wyglądzie, pomimo częstych nalegań ze strony przyjaciółki. Brak jakichkolwiek zainteresować czy też obojętne podejście do życia zaczęło mnie u niej irytować. jednak zawzięcie byłam ciekawa dalszej części historii opisanej w książce.
„Lwowskie powietrze działało na nią jak gaz rozweselający.”
Stojąc na ulicach Lwowa Nina poczuła się jak w domu, chociaż pierwszy raz pojawiła się na Ukrainie. I tu wszystko zaczęło się zmieniać. Właśnie tu pojawia się motyw baletu i elementów z tym związanych. Także w tym mieście poznaje przystojnego Michaiła, który intryguje ją na tyle mocno, że postanawia zmienić swoje podejście do życia.
Dopiero w połowie książki, fabuła przestała mnie nużyć i zaczęła mnie intrygować. Pojawiało się coraz więcej ciekawych postaci, coraz więcej niewyjaśnionych tajemnic związanych z jej pochodzeniem. Jednak mimo wszystkich zagadek, nie znajdziesz w tej książce szybkich zwrotów akacji. To typowa powieść obyczajowa. Nie ukrywam, zakończenie jest całkiem ciekawe, ale części się domyśliłam.
Opisy pięknego Lwowa, były bardzo obrazowe, aż zapragnęłam tam pojechać i zobaczyć czy faktycznie jest to tak magiczne i pełne historii miejsce. Ta część powieści spodobała mi się bardzo. Fabuła była ciekawa, ale wydaje mi się, że nie do końca dobrze opisana.
Znam pióro Gąsiorowskiej z powieści „Obietnica Łucji” (klikając w tytuł otworzysz recenzję), która mocno poruszyła moją duszę, jednak ta pozycja wydaje mi się bardziej przewidywalna i rozwlekła. Ale tak jak już wspomniałam, to subiektywna opinia i nadal ciężko mi jest ją ocenić. Pomysł na powieść świetny, wykonanie troszkę gorsze. Ale zapewne niejednemu czytelnikowi przypadnie do gustu.
Moja ocena: 4-/6
Tytuł: Primabalerina
Autor: Dorota Gąsiorowska
Gatunek: Powieść obyczajowa
Wydawnictwo: Między słowami
Ilość stron: 437
Szkoda, że na początku powieść ta Cię nużyła, a zakończenia można się domyślić. Jednak całość brzmi ciekawie, więc dam jej szansę, gdy nadarzy się okazja. ;)
OdpowiedzUsuńZ reguły nie kieruję w komentarzach ludzi do swoich tekstów, ale skoro interesuje Cię tematyka baletu to niedawno napisałam co nieco o książce Michaele DePrince ;)
Chętnie zajrzę do Twoich recenzji :) Zawsze jestem ciekawa spojrzenia innych :)
UsuńSpodziewałam się nieco lepszej powieści, w końcu czytałam same pozytywne recenzje na maksymalną ilość punktów... Chyba jednak będę się musiała wstrzymać przed sięgnięciem przed nią. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie w wolnej chwili ;)
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/
No właśnie ja też czytałam same pozytywne recenzje, dlatego ja kupiłam. W sumie sama nie wiem, mnie nużyła. Ale nie ukrywam, że coraz więcej książek mnie z początku męczy, może za dużo czytam?
Usuń