„Jak mam ją chronić? Kiedy jej serce pęknie, moje pójdzie w jego ślady. Jak mam ją uratować, skoro przyszedłem ją odprowadzić?” Tajemnicze i przejmujące zdanie z końca okładki chyba mówi wszystko. Mi brakuje słów, by opisać jak genialna i poruszająca jest to historia.
Początek powieści zaczyna się może trochę banalnie, ale żeby to Was nie zmyliło. Janek jest lubianym i bardzo sympatycznym chłopcem, wychowywanym w dużej rodzinie, dzięki czemu nauczył się dbać o innych. W wolnym czasie spotyka się z przyjaciółmi, jak każdy nastolatek w jego wieku, ale jest także wolontariuszem w domu spokojnej starości, wypełniając swoje obowiązki bardzo solidnie. W szkole nauka idzie mu bez większego trudu z wyjątkiem języka polskiego, gdzie wypracowania, mimo sporych chęci, są beznadziejne, ze względu na jego dysleksję, a czytanie na głos powoduje ataki paniki. Jakby nie patrzeć chłopak – marzenie. Do tego jest bardzo religijny, ale nie w klasyczny sposób.
„Nie jestem aniołem, choć to pierwsze co może przyjść do głowy.
Po prostu mam misję. Ważniejszą niż noszenie skrzydeł.”
W klasie maturalnej dostaje od swojego opiekuna bardzo intrygujące zadanie, ma pomóc w nauce Uli, która z powodu częstych nieobecności ma spore zaległości, w szczególności w matematyce. Jak się okazuje, to nie jest łatwe, gdyż dziewczyna jest opryskliwa, skryta i cholernie arogancka. Janek jest jednak uparty i chce dobrnąć do końca misji. Cierpliwość czyni cuda. Ulka zaczyna go do siebie dopuszczać, mało tego, zaczyna go nawet lubić i mu ufać. A tego nie robiła od lat, względem nikogo.
Pewnego dnia podczas przerwy w szkole, Janek doświadcza pierwszego napadu duszności u dziewczyny, co było dla niego dużym szokiem, bo nie wiedział o Uli prawie nic, nawet tego dlaczego nie pojawia się na zajęciach tak jak inni rówieśnicy. Dowiaduje się, że dziewczyna cierpi na poważną wadę serca i prawdopodobnie nigdy z tego nie wyjdzie, a przeszczep jest prawie niemożliwy. Nagle Jankowi cały poukładany i niemal idealny świat legł w gruzach. Jak to możliwe? Ona jest przecież taką dobrą i niewinną osobą…
„Jestem tragedią, która ich spotkała. Odkąd jest pojawiłam,
ciągle się o mnie bali, szpitale stały się moim drugim domem,
a w domu wiecznie musieli uważać. Nigdzie nie wychodziliśmy,
nigdzie nie wyjeżdżaliśmy. Wszystko kręciło się wokół mnie.”
ciągle się o mnie bali, szpitale stały się moim drugim domem,
a w domu wiecznie musieli uważać. Nigdzie nie wychodziliśmy,
nigdzie nie wyjeżdżaliśmy. Wszystko kręciło się wokół mnie.”
Janek nie daje za wygraną i próbuje dowiedzieć się czemu dostał ją pod swoją opiekę oraz wszelkimi sposobami szuka metody, by jej pomóc. Zdaje sobie też sprawę, że między nimi rodzi się uczucie, którego nie chciał, a mimo to otrzymał. A najgorsze było to, że szybko może je też stracić.
„Byłem wściekły na nich, na samego siebie. I na Boga.
Po raz pierwszy w życiu byłem wściekły na Boga.”
Zanim zaczęłam czytać „Dziewczynę o kruchym sercu” myślałam, że to będzie sztampowa historyjka o dwójce nastolatków, idealnym chłopaku jak marzenie oraz zbuntowanej dziewczynie pochodzącej z bogatej rodziny. Jak bardzo się myliłam. To przede wszystkim pouczająca powieść o kruchości życia, marzeniach oraz walce o najbliższych. Dawno nie czytałam pozycji, która tak mocno by mną wstrząsnęła. Byłam razem z Jankiem, bo to z jego perspektywy poznajemy ich losy, zła na świat i na Boga, że dobrzy chorują i nie ma na to lekarstwa. Bałam się się wraz z Ulą i odczuwałam jej bezsilność. Razem z nimi chciałam szczęśliwego, młodzieńczego związku. Ich losy zawładnęły moim światem…
„Chciałabym tylko, żebyś zbytnio tego nie przeżywał. Nie chce żebyś cierpiał.”
Co prawda znałam już podobną powieść, czyli „Jesienną miłość” Nicholasa Sparksa, jednak polska wersja Elżbiety Rodzeń jest po stokroć lepsza. Wszystkie postacie są tak szczegółowo opisane, że z łatwością mogłam wyobrazić sobie każdego z nich. Autorka nie przynudzała mnie przesadnie długimi opisami scenerii czy banalnymi dialogami nastolatków. Idealnie wyważyła ilość i jednego i drugiego.
Powieść "Dziewczyna o kruchym sercu" czyta się bardzo szybko i strasznie „mocno”. Styl jest lekki i na całkiem wysokim poziomie, mimo że to dopiero druga książki autorki, w co trudno uwierzyć. Co do samego zakończenia, to nie zdradzę nawet słowem jakie jest, powiem tylko iż jest tak uformowane, że nie musimy się domyślać co było dalej, a tym bardziej nie doznajemy przesytu. Wszystko jest po prostu idealne. To świetna powieść zarówno dla kobiet, jak i dla przedstawicieli płci brzydszej. Bo przecież nawet kruche serce potrafi kochać.
Data premiery: 21 marzec 2016
Tytuł: Dziewczyna o kruchym sercu
Autor: Elżbieta Rodzeń
Gatunek: Powieść obyczajowa
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 566
Bardzo mnie zachęciłaś! Muszę to przeczytać!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie! Przypadnie do gustu nawet największemu krytykowi :)
Usuń