Porywająca i owiana aurą tajemniczości historia Doroty Gąsiorowskiej wręcz powaliła mnie na łopatki. Najnowsza powieść autorki porywa nie tylko przepiękną okładką, ale również niesamowitą fabułą. Kompletnie nie spodziewałam się po „Melodii zapomnianych miłości” tak wciągającej historii, przepełnionej rodzinnych intryg, obrazowych opisów Kazimierza czy barwnych postaci. Pozycja ta, nadal widniejąca na półce z nowościami, zniewala czytelnika, pozostawiając po sobie konkretnego kaca książkowego.
Wszystko zaczyna się od frapującego prologu, opowiadającego o małej dziewczynce, która otrzymuje prywatne lekcje gry na najpiękniejszych skrzypcach jakie widziała. Zniecierpliwione dziecko dopiero po kilku spotkaniach otrzymuje w nagrodę owy instrument, pod warunkiem, że nikogo nimi nie skrzywdzi. Wymóg dla kilkuletniego dziecka wydał się dziwny, jednak przyjęła dar dając swoje słowo. Właśnie ten dzień zapoczątkował dalszy szereg pokrętnych wydarzeń w życiu małej Walentyny.
Szybko przenosimy się do czasów obecnych, poznając trzydziestoletnią Biankę, utalentowaną skrzypaczkę, dla której muzyka to całe życie. Pomimo wieku, nadal mieszka z ukochanym ojcem, ledwie wiążąc koniec z końcem, gdyż wszystkie swoje oszczędności (i pewnie o wiele więcej) wydali na leczenie matki Bianki. Dziewczyna na co dzień jest zwyczajną nauczycielką w szkole muzycznej, jednak są osoby, które widzą nieprawdopodobny talent ukryty w Biance. Jedną z nich jest Klara, starsza, gburowata, dystyngowana i bardzo niemiła kobieta, oferująca dziewczynie niecodzienną ofertę pracy na wakacje. Jako, że Bianka jest świadoma nieciekawej sytuacji finansowej w domu, przyjmuje hojną propozycję, nie zważając na nietypowy zakres prac.
Pełna nadziei o lepsze jutro, wyjeżdża do przepięknego Kazimierza, by rozpocząć swoje letnie zlecenie w domu Klary. Poznaje tam jej niewidomego, ale jak bardzo przystojnego syna Samuela, oraz ciepła i towarzyską gosposię Martę. Niestety szybko zdaje sobie sprawę, że nie będzie tak kolorowo, jak sądziła. Wnętrze domu wieje grozą i wszechobecnym mrokiem, a domownicy (prócz Marty) są wybuchowi, niemili oraz bardzo przerażający. Czytając książkę czułam się niemal jakbym czytała „Wichrowe Wzgórza”. Krótkie spotkania z członkami rodziny Czajkowskich kończyły się niedomówieniami, tajemniczymi zdaniami, a nawet kłótniami. Bianka była zszokowana klimatem panującym w domu. Dla dodania sobie otuchy wyciąga skrzypce, otrzymane od ojca w dzień swojego wyjazdu do Kazimierza. Podczas gry na instrumencie zaczyna się coś dziać, po czym wszystko się zmienia. Czy muzyka płynąca z jaworowych skrzypiec otworzy serca domowników? Czy Bianka rozwiąże zagadkę tajemniczych skrzypiec?
Odważę się stwierdzić, że Dorota Gąsiorowska z książki na książkę wznosi się na wyżyny pisarskie, przedstawiając coraz to bardziej skomplikowane, ambitne i przepiękne historie o sekretach rodzinnych i z wątkiem miłosnym, który nie jest na pierwszym planie. To przede wszystkim cudowna, wielowątkowa powieść obyczajowa, w której poznajemy losy kilku pokoleń i czterech rodzin. Każdy z bohaterów jest niesamowicie dopracowany, a opisy scenerii bardzo szczegółowe, Autorka idealnie balansuje pomiędzy drobiazgowością opisów a dialogami, dzięki czemu nie zanudza czytelnika, przekazując wystarczającą ilość informacji, by móc bez problemu wyobrazić sobie dosłownie wszystko. Każdą chwilę, każde miejsce czy sytuację.
Mimo wszystko moim faworytem okazał się Sam, niewidomy jegomość zamknięty w swoim pokoju, niewiele zdradzający o swoim życiu, ale z bogatą przeszłością. Czytając o jego osobie, trochę skojarzyła mi się książka szkolna „Tajemniczy ogród”, w której to nadpobudliwa wręcz dziewczynka przynosi nadzieję, „nieuleczalnie” choremu chłopcu na wózku. Tu było trochę podobnie. To właśnie Bianka miała przywrócić chęć do życia Samowi. Ale czy to się jej udało?
Wiele mogłabym jeszcze pisać o tej książce, jednak nie będę już Wam zabierać czasu, bo ten lepiej poświęcić na przeczytanie powieści Gąsiorowskiej. W skrócie powiem tylko, że to jej najlepsza książka lub na równi z „Antykwariatem spełnionych marzeń”. Pozycja ta, wciągnęła mnie tak mocno, że pochłonęłam ją w niedzielny wieczór za jednym razem, a to ponad 450 stron. Żałowałam tylko, że Sam nie grał tu większej roli, nie mniej nie znalazłam żadnych innych wad w tej historii, choć szukałam jakiś przez długi czas. Z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu.
Moja ocena: 9/10
Tytuł: Melodia zapomnianych miłości
Autor: Dorota Gąsiorowska
Gatunek: Obyczajowa
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 463
Uwielbiam twórczość polskich autorów, ale nie miałam jeszcze przyjemności poznać książek Doroty Gąsiorowskiej, zatem warto byłoby to nadrobić.
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto, historie Gąsiorowskiej zapadają na długo w pamięci :D
Usuń