„Słyszę ten krzyk wszędzie. Zupełnie jakbym to ja krzyczała. (…) To dym. To ja się dymię. Znów się śmieję, ale raczej w duchu, bo z mojego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk.”
Życie Dominiki zmienia się niespodziewanie, piękne i szczęśliwe życie przechodzi w niepamięć, a nastaje czas pełen bólu i smutków. Długotrwałe leczenie, aresztowanie ukochanego ojca, zdrada matki, dwulicowi przyjaciele czy odejście chłopaka, to dopiero początek losów dziewczyny. Augusta Docher wykreowała wstrząsającą historię, obok której nie da przejść się obojętnie. Ale czy pokonała wysoko postawioną poprzeczkę?
Domi budzi się w szpitalu. Pamięta wydarzenia sprzed kilka dni, jednak nie może uwierzyć, w to co się stało. Jej ojciec nie mógłby jej spalić. On ją kocha. To na pewno był wypadek. Dziewczyna podejrzewa, że za wszystkim stoi jej matka i to wszystko jest jej wina, ten cały wypadek. I to właśnie ona musi ponieść konsekwencje tego czynu.
Poznajemy historię Domi na dwóch płaszczyznach. Jedna to długie miesiące pobytu w szpitalu, czasochłonna rehabilitacja oraz niepozorny, młody lekarz piszący książkę o jej przypadku. A druga to wydarzenia obecne, czyli dwa lata po wypadku. Poznanie Marcela, wyjaśnia relacje pomiędzy jej eks chłopakiem i przyjaciółką, czy skomplikowane emocje związane z ojcem i matką. Nie wiem czy taki zabieg, skakania pomiędzy przeszłość a teraźniejszością, przypada mi do gustu. Momentami się gubiłam, co było kiedyś a co jest teraz. Nie wiedziałam też, kto jest narratorem obecnie czytanego rozdziału. Czy poznaje właśnie punkt widzenia Domi, Marcela, a może Tomka? Co prawda dostałam wersję, przed finalną korektą, mam jednak nadzieję, że to zostanie poprawione i rozdziały będą podpisane, o kim w danej chwili będzie mowa.
Na początku kompletnie nie spodziewałam się przewrotnego obrotu bohaterów, sądziłam że główne skrzypce zagra Tomek, ułożony i ambitny młody doktor. Autorka zrobiła psikusa, wprowadzając po pewnym czasie do akcji jego młodszego brata Marcela, czarną owcę rodziny. To okazał się strzał w dziesiątkę, jednak miałam wrażenie, że dialogi Marcela zbyt często były pisane slangiem, w stylu „młodych i gniewnych”, które nie przystoją chłopakowi, o tak dobrym sercu i w takim wieku. Trochę to mnie raziło.
Jednak najbardziej irytował mnie styl całego tekstu, który był wręcz nijaki. Krótkie zdania, często nic nie wnosząc do fabuły, były zbędne lub nie dokończone. Na nadmiar emocji też nie mogę narzekać. Chyba tylko w jednym momencie wstrzymałam oddech i czytałam z niecierpliwością, ciekawa jak skończy się ten epizod. A szkoda, bo fabuła zapowiadała się rewelacyjnie, jednak wielokrotnie odczułam, że autorka pisze powieści młodzieżowe i ma trudności w pisaniu powieści ambitniej, ze złożonymi wypowiedziami, czy obrazowymi opisami. Może właśnie dlatego miałam wrażenie, że cały tekst jest „suchy” i nie wzbudza we mnie większych emocji i wrażeń.
"Najlepszy powód, by żyć" czyta się wyjątkowo szybko, bo człowiek jest ciekawy zakończenia, które bądź co bądź było dość przewidywalne, a jednocześnie jest nieskończone i daje możliwość napisania drugiej części. Choć nie wydaje mi się, żebym się za nią zabrała. Wiem jednakże, że powieść ta spodoba się młodzieży, ale może nie spodobać się kobietom po trzydziestce.
Ogromnym plusem jest przepiękna szata graficzna zdobiąca książkę, która wręcz zachęca do zakupu. Więc to od Was będzie zależało, czy zechcecie poznać tą powieść dla fabuły, nie zwracając uwagi na styl pióra, czy jednak odpuścicie sobie tą pozycję i poczekacie na trzeci tom „Konkursu na żonę”.
Moja ocena: 4-/6
Tytuł: Najlepszy powód, by żyć
Autor: Augusta Docher
Gatunek: Obyczajowa, New Adult
Wydawnictwo: OMG Books
Ilość stron: 361
Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję autorce
Auguście Docher
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli lubisz mojego bloga, to zostaw po sobie ślad w postaci komentarza :)