piątek, 15 lipca 2016

"NASZE KIEDYŚ" NATALIA JAGIEŁŁO-DĄBROWSKA



Parokrotnie zdarzyło mi się sięgnąć po książki debiutujących pisarzy polskich, zarówno powieści kryminalne, jak i romanse czy historie obyczajowe. Większość z nich mi się albo bardzo podobała, albo tylko podobała, bo wytknąć bym mogła kilka detali, które należałoby ulepszyć lub poprawić, mimo wszystko jednak zauważałam w nich pewien potencjał. I tym razem było podobnie. Historia Juli i Hectora nie była czymś zaskakującym, pochłaniającym czy tajemniczym, a i tak przyjemnie się czytało. Co więcej, powiedziałabym iż jest to powieść strickte z gatunku romans, o prostej i nieskomplikowanej fabule, a na dodatek nie kończy się na jednym tomie. Ale czy książka jest warta poświęcenia jej czasu? O tym już za chwilę.

Już pewnie kiedyś wspominałam, że mam chwilowy przesyt powieściami erotycznymi, a i pogoda nie zachęca do czytania kryminałów czy trudniejszych historii opartych na faktach, tak więc postanowiłam sięgnąć po coś lekkiego. Padło na debiutancką pozycję Natalii Jagiełło- Dąbrowskiej, która stworzyła przyjemną, aczkolwiek dość banalną jak na te czasy, fabułę o wielkiej miłości. Czytając „Nasze kiedyś” miałam trochę wrażenie, iż cofnęłam się w czasie i czytam harlequina, jak dawniej było to w moim zwyczaju. Nie mówię, że to źle, tylko spodziewałam się odrobinę bardziej ambitnego i wciągającego opowiadania. 

Wszystko zaczęło się w momencie wyjazdu Julii i jej przyjaciółki Samanty na dwutygodniowe wakacje do słonecznej Majorki, gdzie wszystkie problemy życia codziennego miały pójść w niepamięć, a dziewczyny miały czerpać przyjemność ze wspólnego leniuchowania. Sielanka tych dwóch dam nie trwała długo, gdyż już na samym początku Julia obrywa piłką na plaży, potem zostaje „celem” dla obcego psa, a niedługo później niemal „stratowana” na zakupach. Wszystkie te niewinne zdarzenia są spowodowane przez przystojnego i, jak zawsze w tego typu książkach, bogatego Hiszpana Hectora, który jednocześnie wywołuje u niej emocje których wcześniej nie odczuwała, ale i niesamowitą wściekłość. Dziewczyna stara się zapomnieć o nieznajomym, lecz po kilku dniach ponownie wpada na tego boskiego faceta. Czy to zwykły zbieg okoliczności, a może przeznaczenie?

Gdy zaczynałam czytać nie miałam pojęcia, że to będzie tak sielska i przepełniona romantyzmem historia o wielkim uczuciu, a jednak tak było. Momentami była mocno przesłodzona, przez co chciałam ją odłożyć, a jedno tego nie zrobiłam, ambitnie trwając do samego końca. Byłam ciekawa zakończenia, którego nie było, bo jak się okazuje, ma wyjść przynajmniej jeszcze jeden tom o losach tej dwójki. 

Krótko podsumowując to piękna powieść o potężnej i nierozerwalnej pierwszej miłości, ale jak wiadomo, do czasu. Pierwsze związki kończą się tak szybko, jak się zaczynają. Czy i w tym przypadku tak będzie? Odpowiedź poznasz po przeczytaniu całej historii. Jeśli więc szukasz powieści, która przyniesie Ci pełną gamę wrażeń od strachu po fascynację, to raczej nie jest to książka dla Ciebie. Jeżeli natomiast nie szukasz „przygód”, a chcesz jedynie rozluźnić się po ciężkim dniu, to polecam Ci ją z czystym sumieniem, poprawi Ci humor i podniesie na duchu.

Moja ocena: 4/6

Tytuł: Nasze kiedyś
Autor: Natalia Jagiełło-Dąbrowska
Gatunek: Romans
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron: 464


9 komentarzy:

  1. Trudno uwierzyć, że ta książka ma aż tyle stron. Czasami takie powieści na rozluźnienie i odpoczynek są jak najbardziej potrzebne i konieczne, więc może kiedyś po nią sięgnę :)

    Na razie 'harlequinów' mam całą półkę- uratowałam je od pewnej śmierci w płomieniach kominka u znajomego i ciągle czekają na swoją kolej ;)

    Świetne zdjęcie! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię takie leciutkie powieści, ale ta jednak jest chyba troszkę zbyt długa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czytałam wersję cyfrową, która miała zaledwie 270 stron ;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka jest jeszcze przede mną. Już nie mogę się jej doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam już gdzieś coś o tej książce i zostałam mega zachęcona, a teraz kotłuje się w mojej głowie - kiedy ja to przeczytam?!

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm... myślałam, że to będzie jednak książki w stylu wielkiego "wow". Teraz nie wiem, czy się za nią zabrać...

    OdpowiedzUsuń
  7. Samanta- strasznę imię ;/ Świetna recenzja :) Aczkolwiek nie wezmę się za tę książkę, jakoś nie przekonała mnie do siebie ;/
    Pozdrawiam cieplutko!
    kasi-recenzje-ksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowo :) A imię Samanta kojarzy mi się tylko z filmem The Ring ;p

      Usuń
  8. Dziękuję za wszystkie komentarze. Odpowiem więc zbiorczo ;) Według mnie to klasyczna bajkowa historia o wielkiej miłości. Dobrze się ją czyta, ale nie zaskakuje. Za to na pewno spowoduje uśmiech na twarzy i poprawę humoru w zły dzień :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli lubisz mojego bloga, to zostaw po sobie ślad w postaci komentarza :)